top of page

Basiu, gdzie jesteś? Reportaż genealogiczny [2/3]

  • Marcin Grzesiak
  • 20 wrz 2017
  • 7 minut(y) czytania

Najpierw podążaliśmy ścieżkami przetartymi przez ciocię Ewę (niestety w tym czasie już nieżyjącą). Wraz z jej wspomnieniami cofnęliśmy się do początków XX wieku, kiedy to troje rodzeństwa Thumów pojawiło się w Łodzi i kiedy ośrodkiem życia rodzinnego stał się adres Nawrot 95, potem Nawrot 107. Z wypiekami na twarzy odkrywaliśmy obecność Jana Thuma w informatorach miejskich: w 1912 roku jako obrońcy, w latach 20-tych jako sędziego pokoju w okręgu II w Łodzi. Dzięki księgom meldunkowym dowiedzieliśmy się, że Jan wraz z żoną, Janiną, początkowo udzielali schronienia także bratu – Leonardowi, krawcowi damskiemu, który następnie przeniósł się z rodziną i warsztatem na ulicę Główną. Cofnęliśmy się w dawniejszą przeszłość, odkrywając pochodzenie rodzeństwa z Kłodawy.

Na tym etapie wynik przyniosło także częściowo publiczne konstruowanie drzewa genealogicznego na jednej ze stron internetowych. Właśnie za jej pośrednictwem odezwał się do nas krewny, z którego przodkami nasze drzewo rozeszło się w drugiej połowie XIX wieku, który znacznie wcześniej dotarł do akt parafialnych kłodawskiego kościoła, i który hojnie podzielił się z nami wynikami swoich dociekań genealogicznych. W ten sposób poznaliśmy Marcina Tuma (Thuma, Tumma) i historię jego dwóch małżeństw: pierwszego zakończonego śmiercią żony (prawdopodobnie w połogu) już po dwóch latach małżeństwa i drugiego, które doprowadziło do poczęcia naszych pra-praprzodków. Z aktu urodzenia Marcina Tuma w Kłodawie poznaliśmy także jego rodziców: Ertmana i Chrystynę i dotarliśmy aż do drugiej połowy XVIII wieku. Trwał karnawał, bo odkrycia i rekonstrukcje dotyczyły także innych gałęzi rodziny.

Z czasem jednak wartki potok nowych danych zaczął wysychać. Nadszedł czas na uporządkowanie tego, co wiemy i zidentyfikowanie białych plam. Okazało, że mamy relatywnie bogatą wiedzę o zamierzchłej przeszłości i różnorodnych bocznych (z naszej perspektywy) gałęziach rodziny, ale najmniej wiemy o dziadku – tacie mojej mamy – i o jego rodzicach. Wiedzieliśmy zaledwie, że dziadek był synem Franciszka (tę wiedzę mieliśmy od początku, bo do dziś opiekujemy się grobem Franciszka pochowanego w 1942 roku na łódzkim cmentarzu na Zarzewie) i Marianny z Thumów, siostry Jana i Leonarda. Ten kawałek historii, który był niejako powodem rozpoczęcia poszukiwań, pozostawał najbardziej ciemny.

Teraz nie było już mowy o karnawale. To był okres olśnień. Czasami przez długie tygodnie nic się nie działo, a potem ktoś wpadał na pomysł, w jaki sposób dowiedzieć się czegoś więcej. Zaczęliśmy być stałymi gośćmi w USC. Zetknęliśmy się z ograniczeniami nałożonymi na świeższe dane przez ustawę o ochronie danych osobowych. Ale brnęliśmy z mozołem do przodu. Pierwszym olśnieniem był pomysł odnalezienia aktu chrztu dziadka – dokumentu, którego pozornie nie musieliśmy szukać. Znaliśmy dokładnie datę jego urodzenia i inne dane wpisane w jego dowód osobisty. A jednak akt chrztu, wyczekany niemiłosiernie w Archiwum Archidiecezjalnym, dał nam zaskakująco wiele. Poznaliśmy imiona i nazwiska rodziców chrzestnych dziadka. Okazało się, że dziadek był nie tylko biologicznym synem Marianny z Thumów, ale także synem chrzestnym Leonarda Thuma i Janiny Thumowej.

I w tym miejscu po raz pierwszy wracam do pytania, od którego zacząłem ten tekst.

Skoro Leonard Thum jest ojcem chrzestnym mojego dziadka, nie jest już jednym z wielu krewnych z drzewa genealogicznego. Staje się kimś ważniejszym, kimś, czyje losy trzeba lepiej poznać.

Odtwarzam taką oto historię:

Urodził się w Kłodawie w wielodzietnej rodzinie, która mieszkała tam przynajmniej od dwóch pokoleń. Tam znalazł sobie żonę, także pochodzącą z tych okolic, bo ze Szczytna k. Chocenia. Młodzi nie pozostali jednak w małej Kłodawie. Leonarda, podobnie jak jego brata - Jana, kusiła dynamicznie rozwijająca się Łódź. Jan jest prawnikiem, w Łodzi zacznie wkrótce pełnić funkcję sędziego pokoju w okręgu II. Jest także adwokatem. Dobrze mu się powodzi. Kupuje działki w mieście i na jednej z nich, przy Nawrot 107, stawia dom dla siebie, żony i trojga dzieci. W domu tym znajdują miejsce także Leonard z żoną, Józefą. Tu w roku 1900 przychodzi na świat ich pierwsza córka, Barbara, której dalszych losów nie znamy (prawdopodobnie zmarła w dzieciństwie lub młodości; w kilkanaście lat później w całej Europie potężne żniwo śmierci zbierze grypa „hiszpanka”). Leonard jest krawcem, specjalizuje się w krawiectwie damskim. Szybko staje mocno na własnych nogach, usamodzielnia się, przenosi rodzinę i zakład do kamienicy przy ul. Głównej 41. Pozostaje w tym miejscu co najmniej do roku 1923, kiedy to na świat przychodzi jego druga córka, Jadwiga, przez całą rodzinę nazywana pieszczotliwie „Lalą”. W drugiej połowie lat dwudziestych XX wieku Leonard dochodzi do wniosku, że miastem jeszcze większych perspektyw jest stolica. Wkrótce adresem domu i zakładu krawiectwa damskiego staje się ulica Wspólna 64 w Warszawie.

W 1939 wojna zastaje Leonarda, Józefę i Lalę w stolicy. Jadzia ma 16 lat. Jest harcerką, a wkrótce członkinią Szarych Szeregów. Nie wiem, co czuli Leonard i Jadwiga, wiedząc, że Lala działa w konspiracji. Być może sami w niej działali. Nie mam pojęcia - nie będę niczego tutaj wymyślał dla ubarwienia historii. W zdrowiu cała rodzina dotrwała do roku 1943. Wtedy nastąpiła katastrofa. Czy „wpadła” Lala, czy któreś z jej rodziców? Nie wiem. Wiem, że 21 maja 1943 Józefa z córką trafiają na Pawiak. Być może Leonard został aresztowany w tym samym czasie. Na Pawiaku Niemcy trzymają „politycznych”. Zapewniam Was, że pojęcie „trzymają” to bardzo oględny eufemizm dla tego, co one i im podobne musiały tam przeżyć. Ale po pięciu miesiącach niewoli Pawiak odejdzie w przeszłość.

Stanie się to dokładnie 4 października 1943 roku. Niemcy szykują masowy transport z Pawiaka - więzienie jest potrzebne dla nowej grupy. Tego dnia Józefa z Jadwigą zostają w wraz z niespełna 300 innymi kobietami z tzw. Serbii (oddziału kobiecego) załadowane do bydlęcych wagonów. Wiedzą, że jadą do Auschwitz. Wiedzą, co oznacza Auschwitz. W tej samej grupie, w tym samym wagonie, z tego samego oddziału kobiecego Pawiaka do Auschwitz jedzie Zofia Kossak - wielka polska pisarka. Ze stron jej powieści „Z otchłani” dowiadujemy się z przerażającymi, przekraczającymi ludzkie zrozumienie szczegółami okropności dalszego ciągu tej historii.

Transport dociera do Birkenau, do obozu kobiecego, następnego dnia, 5 października 1943 r. W wagonie, w trakcie transportu, umiera - ku zaskoczeniu Niemców - tylko jedna kobieta - Danusia, która przez cały okres więzienia na Pawiaku przechowała zaszytą w pasku od sukienki szklaną kapsułkę z cyjankiem, i odebrała sobie życie w wagonie, lękając się tego, co przyniesie Auschwitz. Po przyjeździe, na przedramieniu Józefy wytatuowano numer 64510, a Jadwigi 64509. Mimo obaw Józefie i Jadzi udało się uniknąć rozdzielenia do różnych bloków. Pozostały razem, dzieląc tę samą „pracę” (tę, która wedle hasła na bramie, miała czynić wolnym, a która polegała m.in. na przenoszeniu kamieni z jednej sterty na drugą, a następnie z powrotem), tę samą pryczę, te same cienkie koce, te same porcje lagrowej „zupy” i lagrowych „ziółek”.

Życie w lagrze trwało dla Józefy i Lali dwa miesiące. Zostały zabite pracą ponad siły, chłodem ponad miarę, ilością kalorii nie wystarczającą do przeżycia. Ostatni gwóźdź do trumny przybiła epidemia duru brzusznego. Jadwiga wyprzedziła matkę przy tatuowaniu numeru, ale Józefa wyprzedziła ją w drodze na tamten świat. 16 grudnia kancelaria obozu wystawiła akt zgonu Józefy Thum, zmarłej 5 grudnia 1943 roku. 23 grudnia 1943 ten sam pisarz wystawił akt zgonu Jadwigi, zmarłej 9 grudnia 1943 r. Obie opuściły Auschwitz-Birkenau tą samą drogą: przez komin krematorium, a ich prochy dołączyły do milionów innych.

Leonard Thum trafił do Gross-Rosen w Górach Sowich. Został tam zgładzony w 1945 roku w ramach tzw. „ewakuacji obozu”.

Otwieram album rodzinny ułożony przez moją mamę. Teraz zupełnie nowego znaczenia nabiera znajdująca się w nim fotografia ładnej dziewczyny. Na zdjęciu zrobionym w ogrodzie zoologicznym siedzi na lamie. Na odwrocie znajduje się dedykacja „Od Lali dla kuzyna Tadeusza”, czyli dla mojego dziadka. Mam oczy pełne łez za każdym razem, kiedy myślę, mówię lub piszę o tej historii. Egzemplarz „Z otchłani” Zofii Kossak staje się w domu relikwią. Zwróćcie uwagę, jak drobna różnica powoduje, że z poziomu powagi, do jakiej skłania lektura, przechodzimy do poziomu żałoby. Tylko tyle, że ci – obcy przecież ludzie, których nigdy nie poznaliśmy – są kimś, z kim możemy nawiązać przez czas osobistą relację. To historia ojca chrzestnego mojego dziadka i jego kuzynki.

Zapisuję w osobnym folderze dokumenty, zdjęcia osób i miejsc. Rośnie odrobinę chaotyczna, ale wciągająca wiedza o przeszłości. Nadal jednak nie wyłania się z niej Basia. Nadal nic nie wiemy o Helenie. W dalszym ciągu bardzo mało wiemy o mamie Heleny i mojego dziadka Tadeusza, Mariannie Cyranowskiej z Thumów. Nasze możliwości wyczerpują się, ale nie słabnie zapał. Skoro sami nie dajemy rady, może czas najwyższy poprosić o pomoc? Rzucam hasło na stronach dotyczących genealogii i poszukiwań bliskich, tworzę stronę na Facebooku informującą o poszukiwaniach Barbary Osuchowskiej – gdyż przyjąłem argumentację mamy, że dopisek na liście informującym o miejscu pogrzebania Heleny musi oznaczać nazwisko jej męża. Odzywa się szereg bardzo pomocnych osób. Pomocnych, bo nie oferują, że zaczną szukać za nas, ale podpowiadają, co jeszcze można zrobić, jakim tropem pójść, jakie jeszcze archiwa są dostępne; zadają także pytania, czasami takie, na które sami byśmy nie wpadli.

Pokierowani przez tych internetowych pomocników ruszamy szukać kolejnych odpowiedzi, kolejnych tropów. Właściwie bardziej rusza moja mama. To ona niestrudzenie odwiedza te instytucje, do których ja nie mogę dotrzeć łączami internetowymi, lub które wymagają odwiedzin osobistych. Stawiamy główne zadanie: znaleźć dokumenty kościelne (akty chrztu, ślubu, zgonu) dotyczące Heleny i jej mamy, Marianny. W aktach dostępnych publicznie nic nie znajdujemy, więc czas na zlecanie kwerend w aktach nieupublicznionych.

Zaczynamy od Archiwum Archidiecezjalnego, w którym już raz udało nam się znaleźć akt chrztu dziadka. Tym razem nie mamy jednak żadnej daty. Nie jesteśmy pewni, której parafii może dotyczyć poszukiwanie. Mamy jedynie dwa nazwiska: Helena Cyranowska i Marianna Cyranowska z d. Thum. Składając wniosek o kwerendę dowiadujemy się, że to może potrwać. Im mniej szczegółowe zapytanie, tym dłużej. Trudno! Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Okazało się, że pierwszy wynik dostaliśmy już po niespełna miesiącu. I od razu trafiła nam się bomba. W Archiwum Archidiecezjalnym odnaleziono akt chrztu Heleny Cyranowskiej. Całe szczęście, że zasugerowaliśmy, że być może była chrzczona w parafii NMP na Placu Kościelnym, czyli tam, gdzie jej brat, a mój dziadek. Bo rzeczywiście tak było. Właśnie w aktach tej parafii znaleziono nam Helenę. Cały czas szukaliśmy młodszej siostrzyczki dziadka, a znaleźliśmy starszą siostrę! Poznaliśmy datę urodzenia, dowiedzieliśmy się, kim byli jej rodzice chrzestni (matką chrzestną była Janina Thumowa) i co najważniejsze – dzięki dopiskowi w aktach dowiedzieliśmy się, że w 1926 roku Helena wyszła za mąż za Józefa Henryka Macioła, a ślub odbył się w Wolbromiu.

Czyli nie Osuchowska, ale Macioł! Dotarcie do aktu małżeństwa w Wolbromiu zajęło mi dwa dni. Całe szczęście, że bywają księżą, którym można wytłumaczyć, czego się szuka, i którzy odszukają i przeczytają wpis z księgi parafialnej. Co prawda telefonicznie, a nie na własne oczy, ale za to w ekspresowym tempie poznajemy Józefa Henryka Macioła, syna Bernarda i Marthy Reu, urodzonego w Królewskiej Hucie w 1898 r. I spływa na nas kolejne olśnienie – jasnym staje się, dlaczego zdjęcie ślubne Heleny zostało wykonane w Królewskiej Hucie (Chorzowie)!

Czyli wcale nie szukam Barbary Osuchowskiej! Szukam Barbary Macioł. Szybko zakładam nową stronę na Facebooku, właśnie tak zatytułowaną. Nowe odkrycia muszą być tuż! Ale zapada cisza. Zrobiliśmy krok, a właściwie skok. Teraz znów trzeba myśleć i cierpliwie czekać.

ciąg dalszy nastąpi

Hozzászólások


archiwum
tagi
zobacz też

© 2015–2018 by Marianna Różalska. Proudly created with Wix.com

bottom of page