Historia jednej fotografii
- Marysia
- 15 lis 2015
- 3 minut(y) czytania

Stare fotografie są piękne – zachwycają, inspirują, wzruszają. Mają duszę, z której emanuje wyjątkowość. I z którą wiąże się jakaś historia. Czym byłoby zdjęcie bez tworzącej go plątaniny dziejowej, splecionych losów dwojga ludzi? Kawałkiem papieru.
Opisywanie losów innych nie jest prostym zadaniem. Postaram się jednak stawić czoła temu wyzwaniu. Oto historia jednej fotografii – zdjęcia ślubnego Marianny i Jana Granosików.
Marianna i Jan w latach 30. mieszkali w tej samej wsi w centralnej Polsce. Byli rówieśnikami – oboje urodzili się w 1915 roku. Jak się poznali? Dokładnie nikt tego już nie pamięta. Pewnym jednak jest, że wybuch wojny zastał ich w stanie narzeczeństwa. On odbywał wówczas służbę wojskową w 1 kompanii odwodowej 8 Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza gdzieś przy południowo-zachodniej granicy kraju. W połowie września dostał się do niewoli niemieckiej. Był jednym z niewielu, którzy uciekli z pociągu jadącego w nieznanym kierunku. Wyskoczył jako ostatni. Po nim padły strzały.
Zmuszony zrzucić mundur, pieszo wracał do domu w ubraniach zdobytych od dobrych ludzi. Jedna z kobiet chciała mu nawet podarować ślubny garnitur męża, nie mając do zaoferowania nic innego. W końcu jednak dotarł. Tak jak większość mieszkańców okolicy, również Marianna, spędzał życie na pracy u bauera. Nie było mu jednak dane spędzić całej okupacji w Polsce.
Pewnego dnia spotykając na swojej drodze niemieckiego gospodarza, nie zdjął czapki. Ten jeden ruch sprawił, że znalazł się na czarnej liście. Kazano mu wyjechać na roboty przymusowe do Niemiec. Cóż było robić? Spakował się i ruszył na dworzec. A Marianna?
Pojechała za nim. Choć nie musiała. Historia jednak w tym momencie zmienia nieco tor. Na dworcu spotkali znajomego (przyszłego sąsiada), który udzielił im rady – jedźcie do Francji, tam jest lżejsza praca. Tak też uczynili. Trafili do gospodarstwa rolnego WOL w Barby (Szampania-Ardeny). Zgodnie z tym co Jan po latach podał w dokumentach, przebywali tam od 1943 roku. Jan zajmował się głównie bryczką i końmi, Marianna – dojeniem krów. W tej, wydawałoby się lekkiej, pracy nie brakowało jednak niebezpieczeństw. Tak mijały dni i miesiące. Aż nadszedł rok ’44.
11 marca 1944 roku Jan i Marianna stanęli na ślubnym kobiercu, składając sobie obietnicę miłości i wierności aż do śmierci. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, skąd Marianna wzięła wówczas białą suknię ślubną i wszystkie potrzebne rzeczy. Ciężkie czasy konstytuują niecodzienne rozwiązania. Jeśli spojrzeć na zdjęcie, w oczy rzucają się ciemne rajstopy i buty. Zastanawiamy się - czy to kolor rzeczywisty, czy efekt fotograficzny? To pytanie bez odpowiedzi. Skłaniać się należy jednak ku pierwszej opcji.
Powracając do trudów tamtego czasu, kwestią równie ważną był posag. Skąd ma go wziąć panna, której rodzice są setki kilometrów stąd? Od ludzi o dobrym i szczerym sercu. Nowo zaślubieni dostali skromną kwotę, na co dowody spoczywają dziś w szufladzie. Zachowało się kilka francuskich monet z lat 40., które mają dla rodziny ogromną wartość sentymentalną i historyczną.
Po kilku miesiącach nadeszło długo wyczekiwane wyzwolenie Paryża. Dla bohaterów naszej historii moment przełomowy. We wrześniu 1944 roku nadszedł kres ich przymusowych robót. Polacy podejmowali wtedy różne decyzje. Niektórzy zostali we Francji. Inni, jak Jan i Marianna, postanowili wrócić do ojczyzny. W międzyczasie Marianna zaszła w ciążę. W lipcu 1945 roku we francuskiej miejscowości Rethel przyszło na świat ich pierwsze dziecko – córka Krystyna. Wszyscy troje rozpoczęli długą podróż ku Polsce.
Powrót do ojczyzny wiąże się z radością, nieprawdaż? W tym wypadku radość przeplatała się ze strachem. Nie ze strachem o to, jaką Polskę zastaną. Lecz ze strachem o życie dziecka. Był środek zimy. Nie najlepszy czas na podróż pociągiem z kilkumiesięcznym dzieckiem. Karmione czarną kawą, ogrzewane w lokomotywie… Rozpościerało się nad nim widmo zapalenia płuc. Co byłoby dalej – lepiej o tym nie myślmy.
Ta historia nie ma morału. Ale ma uwielbiane przez wszystkich szczęśliwe zakończenie. Jan i Marianna przeżyli razem 52 lata, a dwa lata po wojnie urodził im się syn, Stefan. Krystyna ma dzisiaj 70 lat, dwoje dzieci, czworo wnuków i prawnuczka.
À propos prawnuczków… To nie przypadek, że autorka tego postu ma na imię Marianna…
Comments